coś na horyzoncie

2016, wystawa indywidualna, Sklad Solny, Krakow

Linia horyzontu to coś odległego i nieosiągalnego.

W przestrzeni otwartej jej odległość może uświadomić swoją własną skalę i dać poczucie dystansu do samego siebie. To właściwie stan idealny i jednocześnie niemożliwy, gdyż rzeczywistość przeżywamy z własnej perspektywy. Im bardziej gęste stają się wydarzenia wokół nas tym bardziej odgradzają nas od „horyzontu“.

W instalacji “coś na horyzoncie”  do zbudowania horyzontu wykorzystałam trzciny. Ta symboliczna roślina zawiera w sobie ciekawą antynomię. Posiada ogromną wytrzymałość wynikającą z konstrukcji przy niesamowitej wizualnej kruchości i delilatności. Pęd do przeżycia jest wg Schopenhauera najsilniejszym popędem człowieka. Tak pomyślałam, kiedy pierwszy raz, zimową porą, zobaczylam te trzciny na terenie dawnego obozu koncentracyjnego Płaszow. To były jedyne rośliny, które przetrwały niekorzystną, mroźną temperaturę. Ta  niesamowita sila przetrwania stała się symboliczna w miejscu tak nabrzmialym od dramatycznych wydarzeń. Przeżycia z czasów wojny nie są moimi osobistymi doświadczeniami, ale widzę w tych wydarzeniach wartości uniwersalne.

Instalacja była dla mnie próbą oswojenia bombardujących nas informacji, przekuciem negatywnych wydarzeń, emocji i ich nadmiaru w wyciszenie, spokój i harmonię.

Sam proces powstawania instalacji to żmudne, powolne, chwilami może nawet medytacyjne wieszanie trzcin ( ok. 600 sztuk) i przyklejanie na ich łodygach punktów luminescencyjnych, które po zgaszeniu światła i oglądu z jednego tylko wyznaczonego miejsca tworzyły linię horyzontu zbliżoną do linii, którą wyznacza elektrokardiogram zapisujący rytm pracy serca, rytm życia. Kiedy widz oddalał się z wyznaczonego miejsca obserwacji gubił linię na rzecz rozproszonych w ciemności punktów świetlnych widocznych nad głową. Co jakiś czas włączane cyklicznie swiatło ukazywało las wiszących i delikatnie ruszających się na wietrze trzcin.